-Zyce polodenia!-mówię nie wyraźnie
Po chwili już byliśmy w lesie,ta wskoczyła na pień i po chwili znalazła się prze de mną,zahamowuje i wpadam na nią.
-Ha,wygrałam-zaśmiała się i wyrwała mi rybę z pyska.
-Czyż by?
Po chwili ciągnęliśmy tego łososia,i zaczął się rozrywać zaraz potem cały był w kawałeczkach.
-Brawo-zaśmiała się.
-Wielkie!
-Dla ciebie
-A kto wyrwał mi rybę?-uśmiecham się
-Ty mi-odwzajemnia uśmiech.-Dobra,ta kłótnia nie ma najmniejszego sensu.
-Tak-przyznaję kiwając głową.
-Co robimy?-ziewa
-Hmm..Mały spacerek?
-Dobra-kiwa łbem
Szliśmy,tylko się zastanawiałem:gdzie?
-Gdzie idziemy?
-E...-rozglądam się
-Sam nie wiesz,prawda?
-Nie wiem...-siadam i spuszczam głowę patrząc na mój medalion.
-Co jest?
-Nie....nic..
-Co w nim jest takiego ciekawego?-pyta patrząc się na medalion.
-Po prostu..-westchnąłem-Nie ważne
-Widzę że coś cię gryzie,mów.
-Jedno słowo:mój ojciec.
-Ale to dwa słowa,co ojciec?
***
Zapadła noc,patrzę w gwiazdy i księżyc...Po czym wyje.
<<Cass?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz