Szłam, bacznie rozglądając się po okolicy, by po pierwsze: odnaleźć się w
tym terenie, a po drugie: znaleźć miejsce do spania na potem.
Oczywiście nie pogardziłabym również spotkaniem z innym psem, ale
głównym celem wyprawy było trochę poznać teren. Ostrożnie stąpałam po
ziemi, nie chcąc podeptać paru uroczych, małych jaszczurek, które chyba
mnie polubiły, bo szły za mną już od jakiegoś czasu. Nie napotkałam się
na razie na nikogo, a przecież popołudnie to chyba pora, gdy nie siedzi
się w norach, jaskiniach, tylko wychodzi się na zewnątrz... ale może się
mylę. Może tu inne zwyczaje. Nie przejmując się niczym (no, może oprócz
tych jaszczurek) i beztrosko wędrowałam od krzewu, do krzewu, od drzewa
do drzewa, podskakując radośnie co jakiś czas.
[...]
Po długiej wędrówce znalazłam wreszcie jakąś fajną jaskinię. Była
pora, podczas której zaraz się miało zmierzchać. Napiłam się wody,
pożegnałam się z jaszczurkami, które ciągle, wiernie mi towarzyszyły, a
teraz swoimi maciupeńkimi nóżeczkami pouciekały do swoich malutkich
domków. Weszłam do jaskini i zmęczona położyłam się na grubej warstwie
mchu. Zamknęłam oczy. Nagle z głębi jaskini usłyszałam głos:
- Ym, cześć? - otworzyłam oczy i obróciłam się szybko
- O, cześć! Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka... Przeszkadzam, czy coś? - spytałam podnosząc się gwałtownie.
<Jakiś pieseł? c:>