Obudziłam się. Wyszłam z małej jaskini. Jasno. Śnieg jarzy w oczy. Ale
jednak radośnie. Szczeniaki ganiają się w śniegu, ślizgają na lodzie.
Szłam powoli, przyciągając się w stronę jeziora, by poszaleć trochę ze
szczeniakiem siedzącym przy brzegu. Powoli i miarowo szłam w stronę
dzieciaczka. Gdy byłam przy nim przywitałam się:
- Cześć skarbie, jestem Maya. Co tu robisz, sam, bez kolegów? - powiedziałam z promiennym uśmiechem
- Czekam na nich. - odpowiedział malec - o, już idą! - i już go nie było. Pobiegł do przyjaciół. Zerknęłam na jezioro i pomyślałam "Nie to nie, sama się poślizgam" Ostrożnie wyciągnęłam łapę i stanęłam na lodzie, całkiem zapomniając o moim lęku do wody. W końcu lód, to nie to samo co woda... Prawda? Postawiłam drugą łapę i już zaczęły mi się śmiesznie rozjeżdżać i to było tak fantastycznie radosne i przyjemne, że postawiłam resztę łap i próbowałam utrzymać równowagę. A gdy w końcu stanęłam prosto i spojrzałam na dół, zobaczyłam małą rysę. Im dłużej stałam, tym się robiła większa. Ogarnął mnie popłoch, próbowałam uciec na brzeg, ale wiadomo, nie dało się, a tak naprawdę jeszcze pogorszyłam sytuację... spadłam pod taflę lodu... pamiętam tylko okropne zimno i wszędzie tę okropną wodę...
[...] - Patrz, budzi się! Budzi się!
- Cicho Soia! Um, cześć. - patrzył na mnie czarny nowofunland, z brązowym szczeniakiem tej samej rasy na grzbiecie.
- Um, cześć... mogę wiedzieć co ja tu robię? - spytałam sennie
- Tak, pewnie... mianowicie moje dziecię...
- Ja, ja! - wrzasnęła wyżej wspomniana mała suczka
- Soia. Daj mi powiedzieć. Tak więc moje dziecię postanowiło poślizgać się na jeziorze, gdy zobaczyło dziurę i psa w środku. I to byłaś ty. Wyciągnąłem cię i przywlokłem na grzbiecie tutaj. Do mnie. - w tym momencie do pokoju weszła brązowo-czarna suka z miską pełną wody. Położyła ją przy mnie i przywitała się.
- Rany, dziękuję za uratowanie mnie... nie wiem jak się odwdzięczyć... - nowofunland roześmiał się serdecznie.
- Pozwól, że ci coś przypomnę, jeśli pozwolisz Mayu...
- Skąd ty wiesz jak ja ma...
- Zaraz ci opowiem. - przerwał - Kiedyś, gdy byłem jeszcze szczeniakiem, podkochiwałem się w jednej złotobrązowej suczce, z którą często się bawiłem w chowanego. Miała śliczne oczy i śliczny charakter. Jednak pewnego dnia odeszła z jej sfory. Również odszedłem, by jej szukać. Nie znalazłem, uczucie znikło. Pamiętasz Esvela?
- Esvel! No tak! - zawołałam i odruchowo go przytuliłam. - Nic się nie zmieniłeś. Dalej pomocny i uczynny. I... nie wiedziałam, że mnie kochałeś, haha! - wyglądał dokładnie tak jak wtedy, jako szczeniak. Bardzo wysoki, kruczoczarny, wspaniałe bardzo jasnozielone oczka, jedno ucho zawsze postawione na baczność, drugie oklapnięte. Och, jaki on jest uroczy! Ale fakt, swą nową miłość też ma piękną, a szczeniak taki kochany! Ma pies szczęście...
- Musimy się jeszcze kiedyś spotkać, pogadać.
- Pewnie! Dobra, to ja już nie przeszkadzam, wracam do domu. Jeszcze raz bardzo dziękuję za pomoc!
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia wkrótce! Cześć! - i wyszłam z nory. Z daleka widziałam jezioro, a z jeziora już trafię. Ale mam farta...
25 $PD dla mnie ^^
- Cześć skarbie, jestem Maya. Co tu robisz, sam, bez kolegów? - powiedziałam z promiennym uśmiechem
- Czekam na nich. - odpowiedział malec - o, już idą! - i już go nie było. Pobiegł do przyjaciół. Zerknęłam na jezioro i pomyślałam "Nie to nie, sama się poślizgam" Ostrożnie wyciągnęłam łapę i stanęłam na lodzie, całkiem zapomniając o moim lęku do wody. W końcu lód, to nie to samo co woda... Prawda? Postawiłam drugą łapę i już zaczęły mi się śmiesznie rozjeżdżać i to było tak fantastycznie radosne i przyjemne, że postawiłam resztę łap i próbowałam utrzymać równowagę. A gdy w końcu stanęłam prosto i spojrzałam na dół, zobaczyłam małą rysę. Im dłużej stałam, tym się robiła większa. Ogarnął mnie popłoch, próbowałam uciec na brzeg, ale wiadomo, nie dało się, a tak naprawdę jeszcze pogorszyłam sytuację... spadłam pod taflę lodu... pamiętam tylko okropne zimno i wszędzie tę okropną wodę...
[...] - Patrz, budzi się! Budzi się!
- Cicho Soia! Um, cześć. - patrzył na mnie czarny nowofunland, z brązowym szczeniakiem tej samej rasy na grzbiecie.
- Um, cześć... mogę wiedzieć co ja tu robię? - spytałam sennie
- Tak, pewnie... mianowicie moje dziecię...
- Ja, ja! - wrzasnęła wyżej wspomniana mała suczka
- Soia. Daj mi powiedzieć. Tak więc moje dziecię postanowiło poślizgać się na jeziorze, gdy zobaczyło dziurę i psa w środku. I to byłaś ty. Wyciągnąłem cię i przywlokłem na grzbiecie tutaj. Do mnie. - w tym momencie do pokoju weszła brązowo-czarna suka z miską pełną wody. Położyła ją przy mnie i przywitała się.
- Rany, dziękuję za uratowanie mnie... nie wiem jak się odwdzięczyć... - nowofunland roześmiał się serdecznie.
- Pozwól, że ci coś przypomnę, jeśli pozwolisz Mayu...
- Skąd ty wiesz jak ja ma...
- Zaraz ci opowiem. - przerwał - Kiedyś, gdy byłem jeszcze szczeniakiem, podkochiwałem się w jednej złotobrązowej suczce, z którą często się bawiłem w chowanego. Miała śliczne oczy i śliczny charakter. Jednak pewnego dnia odeszła z jej sfory. Również odszedłem, by jej szukać. Nie znalazłem, uczucie znikło. Pamiętasz Esvela?
- Esvel! No tak! - zawołałam i odruchowo go przytuliłam. - Nic się nie zmieniłeś. Dalej pomocny i uczynny. I... nie wiedziałam, że mnie kochałeś, haha! - wyglądał dokładnie tak jak wtedy, jako szczeniak. Bardzo wysoki, kruczoczarny, wspaniałe bardzo jasnozielone oczka, jedno ucho zawsze postawione na baczność, drugie oklapnięte. Och, jaki on jest uroczy! Ale fakt, swą nową miłość też ma piękną, a szczeniak taki kochany! Ma pies szczęście...
- Musimy się jeszcze kiedyś spotkać, pogadać.
- Pewnie! Dobra, to ja już nie przeszkadzam, wracam do domu. Jeszcze raz bardzo dziękuję za pomoc!
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia wkrótce! Cześć! - i wyszłam z nory. Z daleka widziałam jezioro, a z jeziora już trafię. Ale mam farta...
25 $PD dla mnie ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz